Gold Note PH 5

Gold Note PH 5

Gold Note PH-5

by Marek Dyba / October 28, 2022

Rozsądnie wyceniony mniejszy kuzyn doskonale znanych modeli PH-1000 i PH-10, czyli najnowszy dodatek do rodziny przedwzmacniaczy gramofonowych włoskiej firmy, który swoją premierę będzie miał na Audio Video Show 2022 w Warszawie, Gold Note PH-5 ma do zaoferowania więcej, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. 

Wstęp

Jednym z najczęściej pojawiających się w dyskusjach i docenianych w recenzjach (względnie)

rozsądnie wycenionych przedwzmacniaczy gramofonowych w ostatnich latach był Gold Note PH-10. Czytałem wiele bardzo pozytywnych testów tego urządzenia i rozmawiałem na jego temat z niejednym fanem czarnej płyty i wszyscy oni potwierdzali klasę tego urządzenia. Wyceniony (obecnie) na circa 8,5 tysiąca złotych model nie jest oczywiście tani, ale jak wszyscy doskonale wiemy w tej chwili nie jest to bynajmniej wygórowana cena za tak udane, wysokiej klasy phono. PH-10 to nie tylko tak chwalona jakość brzmienia, ale i szereg opcji zapożyczonych z topowego modelu PH-1000. To sprawiło, że to nie tylko świetnie brzmiące, ale i wysoce wszechstronne urządzenie, które doskonale współpracuje nie tylko z niemal każdą możliwą wkładką, ale i z różnymi, w tym mającymi grube kilkadziesiąt lat wydaniami płyt winylowych.

Tyle tylko, że… jakoś tak się złożyło, że PH-10 nigdy do mnie nie trafił, więc nie miałem możliwości przekonania się na własne uszy o jego zaletach. W ubiegłym roku miałem za to możliwość zrecenzowania topowego modelu Gold Note’a, czyli PH-1000. Za sprawą uprzejmości polskiego dystrybutora marki, firmy Delta-Audio z Częstochowy, mogłem ocenić brzmienie nie tylko samego phono, ale i dwóch opcjonalnych upgradów. Jednym z nich był wysokiej klasy zewnętrzny zasilacz, PSU-1000, a drugim zewnętrzny lampowy stopień wyjściowy, TUBE-1006. Te dwa urządzenia należą w przypadku Gold Note’a do specjalności zakładu, że tak to ujmę. Nie dość, że niewiele marek oferuje podobne rozwiązania, to na dodatek te włoskiego producenta mogą być stosowane z szeroką gamą ich urządzeń – słowem w cenie jednego urządzenia można mieć upgrade dla kilku, oczywiście pod warunkiem, że posiadamy więcej firmowych komponentów.

robiłem sobie wówczas przegląd niemałej części mojej winylowej kolekcji. Już sam przedwzmacniacz okazał się bowiem znakomitym urządzeniem, a dwa potencjalne upgrady także wykonały świetną robotę. Powiem więcej, doceniając klasę PH-1000 zaliczyłem go i nadal zaliczam do grona najlepszych znanych mi phonostagy obok takich, doskonałych konkurentów, jak produkty Thoeressa, czy Brinkmanna, które z kolei w moim prywatny zestawieniu ustępują jedynie kosmicznie drogim propozycjom japońskiego Kondo, Audio Tekne, czy kanadyjskiego Tenor Audio.

Gold Note PH-1000 zrobił na mnie wówczas tak duże wrażenie nie tylko klasą brzmienia, ale i bogactwem funkcji. Nie dość, że wyposażono go w aż trzy wejścia, wyjście słuchawkowe, to na dodatek imponuje ilością ustawień, w tym ponad 40 krzywymi korekcji. Jakby tego było mało, dostępny jest upgrade w postaci zewnętrznego zasilacza, a także wspomniany zewnętrzny lampowy stopień wyjściowy. Ten ostatni oczywiście nie jest rozwiązaniem dla wszystkich, ale mi bardzo przypadł do gustu. Szczegóły mojego spotkania z PH-1000 znajdziecie Państwo na stronie HighFidelity.pl (a dokładniej TU). Dodam jeszcze, iż PH-1000 dostał ode mnie Nagrodę Roku 2021 magazynu HighFidelity.pl.

To właśnie za sprawą tak dobrych wspomnień z tamtej recenzji, gdy skontaktowali się ze mną najpierw polski dystrybutor, a później także przedstawiciel producenta, z pytaniem czy chciałbym przetestować nową propozycję, która będzie miała swoją premierę na Audio Video Show 2022 w Warszawie, odpowiedź mogła być tylko jedna. Tak! Chciałem posłuchać i opisać dla Państwa Gold Note PH-5. To oczywiście urządzenie z zupełnie innej półki cenowej niż znakomity PH-1000, ale zakładałem, że będzie z nim dzielił choćby charakter brzmienia. Ten ostatni bowiem, choć może być marzeniem wielu fanów czarnej płyty, dla większości pozostanie jedynie w tej sferze z racji swojej ceny.

Większość z nas jest jednakże zmuszona szukać mniej kosztownych rozwiązań, choć przecież nadal oczekujemy dobrego brzmienia. Gold Note ma już jedną taką propozycję w swojej ofercie, czyli PH-10. PH-5 został stworzony z myślą o tych, dla których owe 8,5 tys. złotych (na dziś) to ciągle trochę za dużo. Najnowsza propozycja kosztuje aktualnie mniej więcej połowę tego, co powinno znacząco powiększyć grono potencjalnych nabywców. Oczywiście by uzyskać niższą cenę producent musiał zrezygnować z części funkcji dostępnych w droższych modelach, ale to ciągle wyjątkowo na swój poziom cenowy wszechstronne, bardzo dobrze wykonane urządzenie. Sprawdźmy więc, co nowiutki Gold Note PH-5 ma do zaoferowania w zakresie funkcjonalności i brzmienia.

Budowa i cechy

Gold Note PH-5 okazuje się całkiem wyjątkowym urządzeniem nawet pośród pozostałych phonostagy Gold Note’a. Dlaczego? Proszę spojrzeć na jego zdjęcie – nie zobaczycie na jego froncie żadnych przycisków, przełączników, ani pokręteł, a jedynie wyświetlacz. Gwoli wyjaśnienia – ów okrągły element w lewym górnym rogu to logo, które pełni wyłącznie funkcję ozdobną. Ja się więc go obsługuje? By się tego dowiedzieć musicie najpierw przeczytać tę recenzję, albo zajrzeć do instrukcji. Z każdego z tych źródeł dowiecie się, że ów ładny, OLEDowy wyświetlacz należy do kategorii dotykowych. To z jego pomocą wybierzecie wszystkie dostępne opcje i ustawienia. Dotykając go (i przytrzymując przez ok. 3 sekundy) włączycie i wyłączycie PH-5. Do obsługi wrócę za chwilę, najpierw dokończmy opis budowy.

Obudowa PH-5 ma niemal takie same wymiary jak PH-10, bo jedyną różnicą jest mniejsza o 2 cm szerokość. Pozostałe wymiary są takie same, czyli na półce musicie wygospodarować 200 x 80 x 260 mm (SxWxG). Różnica w wadze jest jednakże większa, jako że testowany model waży 1,2 kg a droższy 4 kg. Głównym elementem frontu urządzenia jest wspomniany panel dotykowy. Towarzyszą mu jedynie firmowe logo i pojedyncza dioda, czerwona w trybie standby i niebieska przy włączonym urządzeniu, plus nazwa marki i modelu. Na tylnym panelu znajdziecie jedno wejście RCA, do którego podłącza się zarówno wkładki typu MM, jak i MC (oczywiście tylko jedną w danym momencie). Obok umieszczono pozłacany zacisk uziemienia. Wyjść natomiast są już dwa, jako że dla wygody użytkowników zamontowano zarówno gniazda RCA, jak i XLR.

.

Na tylnej ściance umieszczono także standardowe gniazdo zasilające typu IEC, pozwalające podłączyć urządzenie do gniazdka elektrycznego wybranym przez użytkownika kablem zasilającym, a obok znajdziecie główny włącznik. Uważni spostrzegą jeszcze dwa gniazda. Pierwsze z nich to wielo-pinowe gniazdo zasilające służące do podpięcia zewnętrznego zasilacza. Jak się dowiedziałem od producenta, dedykowany PH-5 zasilacz jest obecnie opracowywany i za jakiś czas pojawi się w ofercie. Na tę chwilę można wybrać model PSU-10, który został stworzony jako upgrade dla modelu PH-10. Może to być dobre rozwiązanie jeśli będzie planować za jakiś czas zmianę PH-5 na PH-10, bo cenowo ten zasilacz dopasowany jest raczej dla do tego drugiego. Zakładam, że PSU-5 (jeśli tak się będzie nazywał) będzie propozycją tańszą.

Tak czy owak, proszę pamiętać, że dodatkowy zasilacz należy rozpatrywać w kategorii opcjonalnego ulepszenia posiadanego urządzenia, niemniej to tylko opcja. Jak pokazał PH-1000 i, uprzedzając fakty, PH-5 i bez zewnętrznego zasilania oferują one znakomite w swoich klasach brzmienie. No i na koniec jeszcze ciekawostka, rzadko spotykana w przedwzmacniaczach gramofonowych, a mianowicie port USB. W tym przypadku ma on dawać możliwość przeprowadzenia aktualizacji oprogramowania urządzenia, gdy producent takowe udostępni.

Wróćmy teraz do ekranu dotykowego. Z jego pomocą włączycie i wyłączycie urządzenie. Wystarczy dotknąć ekran palcem i przytrzymać do włączenia/wyłączenia przedwzmacniacza (trwa to jakieś 2-3 sekundy). Wszystkie dostępne ustawienia także obsłużycie z pomocą wyświetlacza. Po pierwsze wskażecie urządzeniu, czy podłączyliście do jego wejścia wkładkę z ruchomym magnesem (MM), czy ruchomą cewką (MC). Następnie wybierzecie dla niej optymalne ustawienia – gain, czyli wzmocnienie, dla wkładek MM wynosi 40dB, a dla MC 60dB. W obu przypadkach istnieje możliwość regulacji wzmocnienia w zakresie od – 6 do + 6 dB (cztery ustawienia: -6, 0, +3 i +6 dB). Do pełnej optymalizacji ustawień brakuje jeszcze impedancji. Do wyboru mamy dziewięć ustawień: 10Ω, 22Ω, 47Ω, 100Ω, 220Ω, 470Ω, 1000Ω, 22kΩ i 47kΩ.

No i w końcu jeszcze jedna funkcja, obecna w każdym modelu przedwzmacniacza gramofonowego Gold Note’a (acz w droższych w szerszym zakresie), a mianowicie możliwość wyboru jednej z trzech krzywych korekcji, plus wersji ulepszonej (enhanced) każdej z nich, Daje to możliwość dopasowania do płyt wyprodukowanych w różnych okresach przez różne wydawnictwa. Dla większości płyt, zwłaszcza wytłoczonych po 1954, kiedy to RIAA została standardem, używać będziecie albo standardowej krzywej RIAA, albo jej wersji Enhanced (to kwestia gustu). Jeśli jednakże posiadacie stare wydania Decci London albo amerykańskiej Columbii, by uzyskać z nich optymalne brzmienie zastosujecie, odpowiednio, krzywe Decca London albo American Colombia, lub ich wersje „Enhanced”l. Topowy model, PH-1000, oferuje wybór pośród 40 (!) krzywych, plus czterech, dla których można ręcznie ustawiać poszczególne parametry, ale proszę pamiętać, że to urządzenie wielokrotnie droższe.

A znajduje się we wnętrzu urządzenia? Przyznam szczerze, że nie otwierałem obudowy, by samemu to sprawdzić. Mogę więc powtórzyć jedynie garść informacji, którymi producent dzieli się na swojej stronie. Gold Note PH-5 to, podobnie jak starsi bracia, konstrukcja bez lamp na pokładzie. Jak to ładnie ujął producent, połączono w nim cyfrowy interfejs z w pełni analogowym sercem. W ścieżce sygnału wykorzystano elementy dyskretne wysokiej klasy oraz hermetyczne przełączniki. Układ został zoptymalizowany tak, by skrócić drogę sygnału i zminimalizować zakłócenia. Każde ustawienie wybierane za pomocą ekranu dotykowego jest stosowane z pomocą przekaźników przełączających ścieżkę sygnału. Od siebie dodam, że jakość wykonania i wykończenia stoją na wysokim poziomie. To urządzenie, które spokojnie możecie postawić w centralnym miejscu na stoliku ze sprzętem.

Brzmienie

Moje sesje odsłuchowe z wykorzystaniem testowanego Gold Note PH-5 zacząłem nietypowo. Zamiast zestawić go z moim referencyjnym gramofonem JSikora Standard Max uzbrojonym ramieniem tej samej marki oznaczonym symbolem KV12 i wkładką Air Tight PC3, użyłem go w innym teście. Obiektem recenzji była niedroga propozycja brytyjskiej Regi, czyli nowa wersja Planara 1 z wkładką (MM) Carbon. Jasne było, że PH-5 zasługuje na lepszego partnera by pokazać pełnię swoich możliwości, ale ponieważ nie posiadam żadnej wkładki z ruchomym magnesem, testowana Rega była but jedyną opcją sprawdzenia tej funkcji włoskiego phono. Zakładałem, że robię Redze przysługę zestawiając ją z obiecująca propozycją Gold Note i, jak się wydaje, miałem rację, jako że ten otwierający ofertę gramofon typu (w zasadzie) plug&play zagrał naprawdę nieźle.

Brzmienie było całkiem gładkie, ładnie zbalansowane i robiło wrażenie dobrą dynamiką. Podobał mi się oferowany przez ten zestaw PRAT (tempo, rytm i timing), który sprawiał, że moje kończyny chętnie wystukiwały rytm. Porównując brzmienie Regi zestawionej z Gold Notem i moim iFi Phono (w pierwszej wersji) to ten pierwszy przedwzmacniacz pozwalał brytyjskiemu gramofonowi pokazać szerszy wachlarz możliwości i lepszy dźwięk. Oczywiście jasne również było, że jest to tani gramofon z podstawową wkładką, ale PH-5 wyciągnął z nich wszystko, co miały do zaoferowania i, jak się okazało, było tego więcej niż można oczekiwać po przedstawicielu tego poziomu cenowego.

Pozytywnie odbierałem nawet takie nieoczywiste na tym poziomie cenowym cechy, jak czystość dźwięku, czy zdolność do prezentacji może nie zbyt wielkiej, ale wystarczającej i poukładanej sceny oraz dobrego obrazowania. Mając porównanie z iFi łatwo było mi przypisać dużą część zasług włoskiemu przedwzmacniaczowi gramofonowemu. Wyglądało na to, że PH-5 faktycznie pozwala w pełni rozwinąć skrzydła temu gramofonowi. Podsumowując wrażenia z odsłuchu zestawu Rega + Gold Note w pierwszej kolejności myślę o takich cechach jak: muzykalność, gładkość i swego rodzaju przyjazność brzmienia, acz zostały one wsparte dobrą dynamiką i energetycznością, co w sumie składało się na przyjemną, angażującą prezentację. Jak się okazało, był to obiecujący, choć przypadkowy, wstęp do testu właściwego PH-5.

Czas więc na opis wrażeń i wniosków z odsłuchu właściwego. Tym razem to Gold Note PH-5 dostał szansę rozwinięcia skrzydeł w otoczeniu komponentów z dużo wyższej od niego półki. Porównywałem go do dwóch przedwzmacniaczy gramofonowych, których używam na co dzień. Jednym z nich jest jest ESE Lab Nibiru (recenzję w języku angielskim można znaleźć TU), drugim GrandiNote Celio Mk IV (recenzja w języku angielskim TU). Ten pierwszy jest circa 2,5 raza droższy od testowanego urządzenia, a drugi blisko 7 razy. Mimo sporej różnicy między tymi dwoma urządzeniami oba prezentują podobny, naprawdę wysoki poziom, a przy tym dość odmienny charakter brzmienia.

Na początku chciałem więc określić charakter PH-5 i dość szybko stało się jasne, że bliżej mu w tym zakresie do Celio niż do Nibiru. Innymi słowy należy do grupy urządzeń oferujących raczej gęste, gładkie, nasycone brzmienie, w przeciwieństwie do ESE Lab, którego najważniejszymi cechami są szybkość, precyzja i przejrzystość brzmienia. Gwoli jasności, tym pierwszym niczego nie braku w zakresie dominujących zalet Nibiru, a ten ostatni także nie braków w zakresie wskazanym jako najważniejsze cechy tych dwóch pierwszych. Rzecz jest w najważniejszych cechach dedycujących o nieco odmiennych charakterach. Pokrewieństwo charakterów brzmienia Gold Note’a PH-5 i GrandiNote Celio, ale i w pewnym stopniu PH-1000, choć tu różnica w klasie była jeszcze większa, może nie powinno mnie dziwić. W końcu obie te marki pochodzą z Włoch. Jedną z niemal wrodzonych cech komponentów pochodzących z tego kraju jest ich wyjątkowa muzykalność.

To z jednej strony określenie trudne do precyzyjnego zdefiniowania, z drugiej wiele osób doskonale wie, jak je interpretować. Rzecz w wyjątkowo naturalnym, płynnym, spójnym, gładkim brzmieniu, które można też określić mianem przyjaznego dla ucha. Muzykalność testowanego urządzenia oznacza również, że w tym dźwięku nie ma agresywności, szorstkości, rozjaśnień, ani żadnych innych irytujących elementów. Prezentację odbiera się jako przyjemną i relaksującą. Nie było wątpliwości, że Gold Note PH-5 należy do tej właśnie kategorii, wysoce muzykalnych urządzeń.

Taką muzykalność można osiągnąć na kilka sposobów. Komponenty wysokiej klasy, takie jak choćby GrandiNote Celio czy tym bardziej Gold Note PH-1000, uzyskują ten efekt dzięki bardzo wysokiej rozdzielczości, precyzji dźwięku, ale i ponadprzeciętnej spójności, dobremu wypełnieniu i dociążeniu. W przypadku niektórych niedrogich urządzeń muzykalność osiąga się za pomocą tricków, sztucznego wygładzania dźwięku, zwłaszcza na skrajach pasma (albo ich wycofywania), a także podkreślania i ocieplania średnicy. Gold Note PH-5 jest co prawda relatywnie niedrogim urządzeniem, ale też i ma to samo DNA co droższe modele tego producenta, w których wszystko jest przemyślane tak, by uzyskać jak najlepszą jakość brzmienia bez ‘oszukiwania’. Dlatego także i testowany model opiera swoje brzmienie własnie na jakości, a nie na trickach.

Oczywiście PH-5 nie jest tak rozdzielczy jak PH-1000 czy Celio, ani tak przejrzysty, czy precyzyjny jak one, ale to wcale nie znaczy, że którakolwiek z tych właściwości brzmienia jest jego słabością. Oznacza to jedynie, że droższe urządzenia robią to lepiej. Dlatego z PH-5 dostaniemy dobrą rozdzielczość, niezłą precyzję, czystość, przejrzystość, ale i dociążenie i wypełnienie dźwięku. To z kolei przełoży się na dość gęste, gładkie i naturalne, a dzięki temu ‘przyjazne’ dla ucha, słowem muzykalne brzmienie. Jest ono również absolutnie niemęczące nawet przy długich sesjach odsłuchowych.

Taki zestaw cech sprawia, że wiele osób, ze mną włącznie, opisze testowany przedwzmacniacz gramofonowy jako brzmiący ciepło. I będzie to prawda, pod warunkiem iż będzie jasne, że taki charakter dźwięku nie wynika z jego podbarwienia. Bierze się natomiast z dobrej rozdzielczości, sporej ilości drobnych detali i subtelności, które PH-5 umiejętnie składa w ową całkiem gęstą, ale czystą i otwartą całość. I to właśnie owa gęstość i nasycenie są źródłem „ciepła” tego dźwięku. Dodam przy okazji, że wiele topowych urządzeń gra ‘ciepło’, a nawet ‘ciemno’ i to także wynika właśnie z (nawet jeszcze lepszej) rozdzielczości i nasycenia dźwięku.

Wszystkie opisane zalety PH-5 sprawiły, że z ogromną przyjemnością posłuchałem choćby „New Blood” Petera Gabriela. Z jednej strony jego głos pokazany został w pełny, naturalny sposób, ciepło, z odrobiną szorstkości, ale przede wszystkim ekspresyjnie, skupiając dzięki temu na sobie moją uwagę. Z drugiej strony testowane phono wykorzystywało również ową niezrównaną dynamikę zapewnianą przez gramofon JSikora. Gdy tylko było to potrzebne, z głośników płynęły potężne, energetyczne, nasycone dźwięki podane w zupełnie swobodny, otwarty sposób, co zwykle jest wyzwaniem dla wielu niedrogich przedwzmacniaczy gramofonowych z tego poziomu cenowego. Gold Note precyzyjnie umieścił wokalistów na pierwszym planie zachowując odrębność i czystość brzmienia ich głosów niezależnie od tego, co działo się w tle za nimi, jak potężne było brzmienie towarzyszącej im orkiestry.

Gdy przyszło zmienić klimat rockowe albumy zastąpił jazzowy klasyk z lat 60tych ubiegłego wieku, czyli nieśmiertelny „Blue Train” Johna Coltrane’a. Także i w takiej muzyce ów ciepły, nasycony, płynny i przede wszystkim naturalny sposób prezentacji serwowany przez PH-5 doskonale się sprawdził sprawiając, że jasne było, dlaczego to jeden z najsłynniejszych albumów jazzowych w historii. Zarówno saksofon mistrza, jak i trąbka Lee Morgan’a i puzon Curtisa Fuller’a zabrzmiały tylko i aż tak, jak powinny – nieco agresywnie, nawet ostrawo w pewnych fragmentach, gładko i gęsto w innych. Może nie było to zaprezentowane w tak wyrafinowany sposób, tak łatwo dostępne, jak z droższymi przedwzmacniaczami, ale z Gold Note’m PH-5 w torze nadal słyszałem sporo detali wyróżniających sposób gry każdego muzyka, i określających ich umiejscowienie na scenie oraz relacje z pozostałymi muzykami. Każdy instrument był osobnym, ładnie odseparowanym od pozostałych bytem, choć razem tworzyły większą, spójną całość i to ona była tu najważniejsza. Zważywszy, że wszystko w tym nagraniu rozgrywa się w ograniczonej przestrzeni niełatwo jest to przedstawić w tak uporządkowany sposób.

Pomimo niewysokiej ceny, która mogłaby sugerować coś innego, Gold Note PH-5 potrafił zaprezentować nie tylko zaskakująco dużo detali i subtelności uchwyconych w nagraniu, ale także naturalną barwę i fakturę każdego instrumentu wsparte należytą dynamiką. Wszystko to włoskie phono składało w, powtórzę raz jeszcze, tak spójny przekaz, że słuchałem tego jazzowego klasyka z uśmiechem na twarzy. Jasne że prezentacja nie była tak dobra, jak choćby z Celio, czy tym bardziej PH-1000, ale w tym momencie nie miało to znaczenia, bo z pełnym zaangażowaniem słuchałem po raz 145ty „Blue Train” i tylko magia tej płyty się liczyła.

Tak fajna prezentacja tego klasyka miała swoje oczywiste (przynajmniej dla mnie) konsekwencje. Nie miałem wyboru, musiałem sięgnąć po… „Kind of Blue” Miles Davis’a. I znowu, prowadząca trąbka (tzn. we fragmentach, gdy pełniła tę funkcję) była ładnie pokazana na pierwszym planie i brzmiała po prostu prawdziwie, naturalnie, podobnie zresztą jak saksofony Adderley’a i Coltrane’a. Było coś specjalnego w prezentacji dęciaków, jaką serwował mi PH-5, zwłaszcza z tych znakomitych, klasycznych nagrań. I owszem, gdy w moim mózgu włączyła się analityka jasne było, że droższe przedwzmacniacze pozwalają mi zajrzeć głębiej w to nagranie, czy dokładniej przyjrzeć się detalom gry Miles’a. Były także precyzyjniejsze w swojej prezentacji i jeszcze wierniejsze w oddawaniu barwy i faktury każdego instrumentu. Obiektywnie były więc po prostu lepsze, bardziej wyrafinowane. Nie zmienia to faktu, że testowany, niedrogi Gold Note wykonywał kawał dobrej dobrej kreując unikalną atmosferę każdego z tych nagrań i zmieniając ich odsłuch w coś więcej, w osobiste, skupione na muzyce przeżycie. Nie jest to bynajmniej standard na tej półce cenowej.

Na koniec odsłuchów z Gold Note PH-5 w moim systemie zostawiłem sobie jeden z moich ulubionych krążków. Kilka lat temu nagrali go bracia Oleś i zatytułowali „Spirit of Nadir”. To doskonały dowód na twierdzenie, że wcale nie potrzeba wielkiego instrumentarium by stworzyć piękną muzyczną opowieść. W tym przypadku wręcz cały muzyczny świat wykreowało ledwie dwóch muzyków, ich kontrabas i instrumenty perkusyjne. Jest kilka kluczowych elementów niezbędnych do reprodukcji tej płyty w prawdziwy i przekonujący (przynajmniej dla mnie) sposób, a PH-5 udowodnił, że dysponuje każdym z nich.

Jest to album studyjny, ale słuchając (na odpowiednim systemie) wydaje się, że zrealizowano go w ogromnej, otwartej przestrzeni, a sądząc po rodzaju muzyki, że była to jakaś pustynia na Bliskim Wschodzie. Scena, czy raczej przestrzeń, jest tak ogromna, otwarta, tak pięknie wypełniona powietrzem, a wybrzmienia i pogłos tak długie, że wrażenie przebywania wraz z muzykami gdzieś tam daleko, pośród piaszczystych wydm jest nieodparte. Pod warunkiem oczywiście, że system jest w stanie wykreować to wszystko zgodnie z zamierzeniami muzyków i realizatorów nagrania.

Gold Note nie zawiódł moich, już w tym momencie dużo wyższych niż na początku odsłuchów, oczekiwań i wrzucił mnie razem z muzykami i ich instrumentami w sam środek pustyni. Uzupełnił to kolejnym kluczem do tego nagrania, czyli wyczarowaną przez Marcina i Bartłomieja Olesiów unikalną, piękną, orientalną, całkowicie wciągającą atmosferą. Nie zapomniał przy tym o odpowiedniej prezentacji instrumentów z ich ładną barwą, dynamiką i wieloma detalami współdecydującymi o wyjątkowości tego spektaklu muzycznego osadzonego w muzycznych tradycjach Bliskiego Wschodu i Indii. Kontrabas brzmiał barwnie, naturalnie miękko, intensywnie, zachowując przy tym odpowiednią głębię i potęgę brzmienia. Rozmaite instrumenty perkusyjne Bartłomieja PH-5 nieźle zróżnicował i zaprezentował z właściwą im dynamiką, energią i intensywnością.

Jest jeszcze jeden aspekt często spotykany wśród urządzeń, które nie kosztują zbyt wiele, czyli mniej lub bardziej ograniczone różnicowanie, które czasem prowadzi do uśredniania wszystkich nagrań, do sprawiania, że wszystkie brzmią ładnie, ale podobnie do siebie. Podkreślę więc, że Gold Note PH-5 radził sobie naprawdę dobrze z różnicowaniem wydań z różnych okresów i różnej jakości. Dzięki temu te wysokiej klasy brzmiały wyraźnie lepiej od ‘popularnych’ wydań, np. z muzyką rockową. Potrafił jednocześnie pokazać, że niezłej jakości krążki Petera Gabriela (także “So”) wyróżniały się pośród nich. Dzięki dobremu różnicowaniu jakości wydań i tłoczeń Hank Theessink z albumu „Live at Jazzland”, świetnie zrealizowanego i wydanego przez Sommelier du Son, zaoferował mi z Gold Notem zdecydowanie lepszy, bardziej wyrafinowany dźwięk niż, dajmy na to, Bon Jovi ze „Slippery when wet”, ale także stary dobry „C.O.C.X” Stańki wydany w Polsce kilkadziesiąt lat temu. Z tym pierwszym krążkiem PH-5 dostarczył zdecydowanie więcej detali, dźwięk był bardziej przejrzysty, a i dynamika była lepsza. Nie jest to bynajmniej cecha często spotykana wśród niedrogich przedwzmacniaczy gramofonowych, do których należy otwierający ofertę Gold Note PH-5.

Podsumowanie

Czy Gold Note PH-5 to najlepszy przedwzmacniacz gramofonowy świata? Oczywiście że nie, ale też i nigdy nie miał takowym być. Jest za to na pewno jednym z najlepszych i być może najbardziej wszechstronnym (nie mogę być tego pewny – w końcu nie znam wszystkich) przedwzmacniaczem gramofonowym w swojej klasie cenowej. Za niewiele ponad 4 tysiące złotych dostajemy urządzenie zdolne współpracować z niemal każdą wkładką typu MM i MC, których brzmienie można zoptymalizować dzięki dużej ilości ustawień podstawowych parametrów, czyli wzmocnienia i impedancji. Kolejną, dużo rzadziej spotykana w tej klasie optymalizacją jest sześć krzywych korekcji do wyboru zapisanych w pamięci PH-5, które pozwolą odtworzyć optymalnie nie tylko współczesne nagrania, ale i wiele pochodzących z czasów przed ustanowieniem standardu RIAA.

Wszystko obsługiwane jest z pomocą dotykowego ekranu, a całość zamknięto w niezbyt dużej, zgrabnej, ładnie wykonanej obudowie nawiązującej dizajnem do droższych modeli tego producenta. Podobnie rzecz się ma z brzmieniem, tzn. słychać w nim to samo DNA co nawet w PH-1000. Jest muzykalne, płynne i spójne, a podstawą takiej prezentacji jest dobra rozdzielczość, dynamika i PRAT. Wszystko to sprawia, że muzyki z Gold Notem PH-5 słucha się z ogromną przyjemnością nawet jeśli nie jest to wcale najlepsze phono świata.

Ceny (w czasie recenzji): 

  • Gold Note PH-5: 4.299 PLN

Producent: Gold Note

Dystrybutor: Delta-Audio 

Recenzja pochodzi ze strony: HIFI KNIGHTS

All comments